sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 2 - Nowe miejsce, nowe życie.

Katie dała komuś pewną obietnicę, dzięki której jest właśnie teraz w tym miejscu. Co jak co, ale danego słowa zawsze stara się dotrzymać. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak ważne sprawy. Poza tą jedną obietnicą, przysięgła też przed samą sobą, że skończy z tym przez co już tyle razy trafiła do szpitala.
Trochę to wszystko tajemnicze, lecz nie ma czasu na wyjaśnienia takich rzeczy, zwłaszcza że nie trudno domyślić się o co chodzi.

-Nie potrzebuje pomocy. Sama mogę zanieść to do swojego pokoju! - krzyknęła Katherine wnosząc do domu karton z mało ważną zawartością.
-Tylko się tam nie zabij! - odkrzyknęła jej Nina
Po chwili w całym domu było słuchać wielki huk oraz krzyk naszej bohaterki.
-Ja pierdzielę... Kto tu kurwa postawił tę głupią walizkę?!
-Nie denerwuj się tak mała. Pomogę ci, a tę walizkę sama tutaj postawiłaś. - i już po chwili wszędzie rozniósł się gromki śmiech Iana.
-Ugh... Czy chociaż raz mógłbyś się ze mnie nie śmiać? - zapytała wkurzona Katie
-Nie – odpowiedział z powagą, a po chwili dodał – Idziemy jutro na galę charytatywną, idziesz z nami.
-Nie ma mowy!
-Nie pytam się ciebie o zdanie. Pójdziesz chociażbym miał zaciągnąć cię tam siłą. Nie będziesz przecież cały czas gnić w domu, może przy okazji poznasz kogoś fajnego.
I tak oto właśnie nasza bohaterka rozpoczęła nowy rozdział w swoim życiu.

Wczesna pobudka to nie mały problem dla śpiocha jakim jest Katherine. Od zawsze miała problemy ze wstaniem z łóżka. Nina ma jednak swoje zasady i bądź co bądź nie pozwala swoim gościom, czy też współlokatorom spać do późna, sama bowiem jest rannym ptaszkiem. Na całe szczęście dla Katie, aktorki często nie ma w domu. Częściej bywa w swoim mieszkaniu, w Georgii, jako że jest to jej miejsce pracy.
-Trzeba być potworem, żeby budzić ludzi o tak nieludzkiej porze. - narzekała zaspana Katie siedząc w kuchni.
-Dziewczyno, jest dziesiąta! Dzisiaj dałam ci pospać. Następnym razem obudzę cię najpóźniej o 8.30.
-Jak dobrze, że niedługo wyjeżdżasz.
-Nie przeginaj, bo nie dostaniesz śniadania. - zaśmiała się Nina.
-Grozisz mi?!
-Na razie tylko ostrzegam.
-O której idziemy na tę galę? - spytała Katie po chwili.
-A myślałam, że nie chcesz iść. Zmieniłaś zdanie? - zdziwiła się Nina.
-Wydaje mi się, że chyba nie mam wyjścia i muszę iść. - powiedziała z grymasem.
-Będzie fajnie. Może poznasz kogoś fajnego. - uśmiechnęła się do niej Nina.
-To samo powiedział wczoraj Ian, zmówiliście się czy co?
-Skądże! Ale skoro obydwoje tak myślimy, to musi to być prawda. - zaśmiała się aktorka.

Po skończonym śniadaniu Katie poszła się przebrać. Po wejrzeniu w swoje, jeszcze nie rozpakowane walizki, stwierdziła że musi wybrać się na małe zakupy. Jako, że dziewczyna nie posiadała jeszcze własnego auta, pożyczyła samochód od Iana. Aktor z niechęcią oddał jej kluczyki do swojej ukochanej Ivy. Tak, tak, Ian Somerhalder nadaje autom imiona. Po kilku godzinach, zadowolona Katie wróciła do domu.

~.~

Gala charytatywną, chociaż może bardziej pasowałoby tutaj słowo impreza. Żadnego czerwonego dywanu, relacji na żywo, masy fotoreporterów i dziennikarzy. Tylko kilka upamiętniających zdjęć, dobra muzyka, trochę alkoholu i świetna zabawa. Jednak w czasie tej wspaniałej zabawy gwiazdy wystawiają przeróżne rzeczy na aukcje charytatywne. Wszystkie zebrane pieniądze z aukcji przeznaczone są na szczytne cele.

-Ian! Nina! Jak dobrze, że jesteście! - pewna starsza blondynka przywitała się z nimi na wejściu.
-Nie mogło nas tu zabraknąć – zaśmiała się Nina – poznaj proszę moją współlokatorkę i podopieczną Katie... która do niedawna jeszcze tu stała – powiedziała wskazując na miejsce obok siebie.
-Nic nie szkodzi, pewnie poszła się trochę rozejrzeć. Poznam ją przy następnej okazji.

Katie nie tyle co poszła się rozejrzeć, ale po prostu skorzystać z darmowych drinków i się czegoś napić.
-Co taka piękna dziewczyna robi sama przy barze? - usłyszała tuż nad swoim uchem.
-To twój tekst na podryw? Próbuj dalej, bo tak na pewno nikogo nie wyrwiesz. - powiedziała nie spuszczając z oka barmana, szykującego drinka dla niej.
-Jestem Harry.
-A ja nie jestem zainteresowana.
-To może chociaż ze mną zatańczysz śliczna?
-Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam – powiedziała wstając i powoli oddalając się od baru.
-Zdradź mi chociaż swoje imię! - usłyszała jeszcze, na co tylko odwróciła się do chłopaka puszczając mu oczko.

~.~

-Witam śliczną panią.
-Ugh... Czy wyście się na mnie dzisiaj uwzięli? - zapytała Katie odwracając się do kolejnego natręta.
-Jestem Lou. – przedstawił się, nie zważając na to co dziewczyna powiedziała.
-Fajnie.
-A ty się nie przedstawisz?
-Na co ci znać moje imię, skoro więcej się nie spotkamy? - spytała.
-Skąd ta pewność? Może jesteśmy sobie przeznaczeni – zaśmiał się.
-Tak, na pewno. Ta gala to jakaś porażka, także tego, ja spadam. Do niezobaczenia.
I tyle widziano na gali Katherine Johnson.

Z samego rana Katie obudził dzwoniący telefon.
-Czego?! - krzyknęła do telefonu, gdy tylko zobaczyła kto dzwoni.
-Cześć Kat, miło cię słyszeć siostrzyczko. - usłyszała po drugiej stronie.
-Rzygam tęczą, fuj. Czego chcesz? - spytała z obrzydzeniem. Kto wie czy to ze względu na strasznie słodki głos przybranej siostry, czy samą jej osobę.
-Przyjadę do ciebie dzisiaj, cieszysz się?
-No pewnie, jak zawsze kiedy muszę cię oglądać. - powiedziała ironicznie Katie.
-Wiem, że lubisz spędzać ze mną czas, dlatego postanowiłam trochę z tobą pomieszkać. - wręcz wykrzyczała to z entuzjazmem jak u dziecka, które dostało wymarzoną zabawkę.
-Cieszę się... czekaj, CO?!
-To co słyszałaś kochana!
-Bleee, po pierwsze nie mów tak do mnie, a po drugie NIE MA MOWY!!!
-To już postanowione! Będę w Londynie wieczorem.
-No chyba cię coś... Halo? Ugh... kurwa mać, rozłączyła się. Pieprzona...
-Katie! Wyrażaj się! - krzyknęła Nina.

~.~

W tym samym czasie podczas nagrywania piosenki w studiu, pięciu chłopaków prowadziło rozmowę o pewnej nieznajomej.
-Wiecie co? Poznałem dziewczynę. - zaczął Harry.
-No co ty? - prychnął któryś z jego kolegów.
-Tylko jedną? Ja poznałem ich masę na wczorajszym podpisywaniu płyt.
-Nie taką dziewczynę! Ona nie była fanką. Spotkałem ją na wczorajszej gali. - wytłumaczył Harry.
-A mówisz nam to, bo? - zapytał Zayn.
-Sam nie wiem. Tak jakoś.
-Jak ma na imię ta wybranka, która wpadła ci w oko?
-No właśnie problem w tym, że nie wiem. - odparł zakłopotany.
Odpowiedział mu gromki śmiech kolegów.
-Nie zapytałeś jej o imię?
-Pytałem, ale mi nie odpowiedziała. - wydusił.
-Oj. Biedaczku! - parsknął Zayn.
-Ej! Chłopcu, nie śmiejcie się z kolegi. Tak się składa, że ja również poznałem na gali dziewczynę, która nie chciała zdradzić mi swojego imienia. - powiedział Louis, który od dłuższego czasu przysłuchiwał się rozmowie kolegów.
-Kobiety was po prostu nie lubią. - zaśmiał się Niall.
-I mówi to ten, który od kilku lat nie ma dziewczyny! - odpowiedział mu podirytowany Harry.

-----------------------------------------
Powracam po prawie dwumiesięcznej przerwie.
Nie będę obiecywać, że rozdziały będą pojawiać się regularnie, bo tak nie będzie. Raz jest tak, że jak najdzie mnie wena i ochota to napiszę kilka rozdziałów od ręki, a innym razem potrafię nie napisać kompletnie nic przez cały miesiąc.

Wiem, że jeszcze ktoś tu wchodzi co mnie dziwi, ale i też bardzo cieszy.
Dziękuję za te dwa komentarze pod ostatnim postem. W sumie, to pierwszy rozdział to miał być prolog, ale w końcu zmieniłam zdanie. :)

Kama^^ - Sama nie sądzę, żebym miała talent do pisania, ale miło słyszeć, że ktoś tak uważa. Nie zamierzam zawieszać bloga, bo i tak robię wystarczająco długie przerwy między wstawianiem rozdziałów. Z doświadczenia wiem, że zawieszenie nic nie daje. Przynajmniej w moim przypadku. :)

Anonimek - Dziękuję za uwagę, dialogi będą w każdym rozdziale, przez całe opowiadanie, tylko ten pierwszy rozdział był wyjątkiem. Czasem tych dialogów będzie pewnie aż za dużo.

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 1 - Bez zaufania nie ma nic.

Zaufanie – jedna z najważniejszych rzeczy w każdej ludzkiej relacji. Bez zaufania nie ma przyjaźni, czy miłości. Wszystko buduje się właśnie na wzajemnym zaufaniu. Niektórych zaufanie zdobyć można bezproblemowo, innych jednak niezmiernie trudno. Najgorzej, gdy ktoś w przeszłości został zraniony przez jedną z najbliższych osób. Gdy stracimy zaufanie do kogoś, komu bezgranicznie ufaliśmy, kogo kochaliśmy, stracimy zaufanie do większości ludzi. Niektórzy przez jeden moment w swoim życiu, tracą zaufanie do całego otaczającego ich świata. Odcinają się, a wszystko co ich dręczy trzymają w sobie. Dużo ludzi później nie radzi sobie z natłokiem emocji tłumionych w sobie, lecz są też osoby, które są wystarczająco silne, by to wszystko udźwignąć. Mimo utraconego zaufania, idą dalej przed siebie, żyją dalej i czują się świetnie. Jednak czy ich życie naprawdę jest takie jak powinno?

                                 „Zranić nas mogą tylko ci, którym zaufamy.”

Jest na świecie pewna dziewczyna której, już od kilku lat, życiowym mottem jest właśnie to zdanie. Dlaczego właśnie ten cytat? Jak pewnie się domyślacie, w przeszłości została zraniona przez kogoś bardzo jej bliskiego. Od tego czasu wybudowała wokół siebie coś jakby mur, który chroni ją i nie pozwala się nikomu do niej zbliżyć. Mimo, że ma dużo znajomych, z każdym zostaje tylko na etapie koleżeństwa, nic więcej. Podświadomość nie pozwala jej polubić kogoś bardziej, niż tylko jako znajomego. Nie ufa nikomu na tyle, żeby się z nim przyjaźnić. To jest właśnie przykład tego, że tylko dzięki zaufaniu można stworzyć między ludźmi jakikolwiek prawdziwy związek.
Ta dziewczyna to Katherine Johnson. Młoda, bo zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna, która po śmierci tak bliskiej jej sercu osoby, jaką był jej ojciec, po części zamknęła się w sobie i przybrała maskę. Maskę nienawiści, bezczelności, maskę obojętności wobec drugiego człowieka. Nie doprowadziła do tego sama w sobie śmierć jej ojca, lecz wydarzenia, które miały miejsce chwilę później. Stało się coś, czego nikt nigdy by się nie spodziewał. Zwłaszcza ze strony tak bliskiej, a jednocześnie tak obcej dla Katie kobiety. A chodzi tu o jej matkę, choć lepszym określeniem byłoby rodzicielkę. Są niestety na świecie ludzie, którzy darzą szczerą nienawiścią nawet najbliższe w ich życiu osoby, bo ich własne, rodzone dzieci. Takim człowiekiem jest właśnie Madeleine. Kiedy tylko zmarł ojciec Katherine, a było to gdy dziewczyna miała 10 lat, jej matka wysłała ją do internatu. Co w gruncie rzeczy nie było takie złe, bo przecież dużo dzieci mieszka w internatach. Z jedną tylko różnicą, wszystkie pozostałe dzieci wyjeżdżały do rodzin, kiedy tylko miały taką okazję, a Katie przez 3 lata spędzone w tamtym miejscu, ani razu nie była w domu. Wyjeżdżała stamtąd tylko na święta i wakacje, lecz nie do swojego rodzinnego domu, ale o tym później. Po tych kilku latach, matka dziewczyny, po długich namowach pewnej osoby, zabrała ją z powrotem do domu. Do tej pory nikt nie wie, jakim cudem udało się przekonać Madeleine. Katherine po powrocie do rodzinnego domu dowiedziała się, że ktoś zamieszkał z jej matką. Okazało się, że jej rodzicielka, już rok przed śmiercią męża znalazła sobie kochanka, który wprowadził się do niej wraz ze swoją córką Victorią, rówieśniczką Katie. Mimo tych wszystkich szokujących informacji, dziewczyna była pewna, że nie stanie się już nic równie złego, jak trafienie do internatu. W pewnym sensie miała racje. Rok później stało się bowiem coś o wiele gorszego i to właśnie przez tę sytuację Katherine do końca znienawidziła matkę. Za dość dużą opłatą, jej matka, wraz z nowym mężem umieścili ją na 3 lata w poprawczaku. To był cios poniżej pasa. Ból który poczuła dziewczyna jest nie do opisania. W takim momencie chyba każdy miałby depresję gwarantowaną. Działo się w tym poprawczaku wiele, a co dokładnie, dowiecie się przy innej okazji. Jak na razie wiedzieć musicie tyle, że nasza bohaterka się załamała, miała dość życia, ale kto by nie miał? Na szczęście, przy którejś z kolei próbie samobójczej pojawił się przy niej ktoś, kto wspierał ją od zawsze. Jakby osobisty anioł stróż, tu na ziemi.
Nina Dobrev, to właśnie osobisty anioł naszej bohaterki. Jest to jedyna osoba, której Katie ufa, choć mimo to czuje się niekomfortowo mówiąc jej o tym co czuje, o tym co ją dręczy, niepokoi. Dziewczyny traktują się jak siostry. Jak już wcześniej wspomniałam Katherine z internatu wyjeżdżała tylko na święta i wakacje, to właśnie u Niny je spędzała. Razem często jeździły na plan filmowy, do serialu w którym gra Nina. Tam też Katie mogła odpocząć od wszystkich problemów, zrelaksować się. Jak już wiecie na niewiele to się zdało. Mimo, że między internatem, a poprawczakiem bohaterka spędziła rok w rodzinnym domu, nie czuła się dobrze, co spowodowało dość głęboką depresję. Codzienne rozmowy z Niną, chociażby przez telefon, pomagały ale nie na tyle, żeby później nie spróbowała skończyć ze swoim życiem. Gdy w wieku 17 lat Katherine znów próbowała się zabić, Nina zrobiła coś, co od dawna planowała. Po długich błaganiach, a nawet kilku groźbach matka Katie zgodziła się na to, by dziewczyna zamieszkała u aktorki.
Chyba pora skończyć te wywody, już znacie historię naszej bohaterki. Myślę, że powinno to trochę wytłumaczyć niektóre zdarzenia, o których później przeczytacie. Katie nie miała kolorowej przeszłości, a niektóre rzeczy wydawać się mogą wręcz nierealne, ale uwierzcie mi na słowo, że takie rzeczy naprawdę się na świecie dzieją. Nie jest też tak, że nastolatkowie nie mają problemów, jak dorośli. Każdy z nas ma jakiś problem, ci starsi i ci młodsi, i jedni i drudzy przeżywają wszystko na swój sposób. Ta siedemnastoletnia dziewczyna przeżyła do tej pory wiele, a przeżyje jeszcze więcej. Czy będą to dobre, czy złe przeżycia, przeczytacie wkrótce.

----------------------------------
W końcu znalazłam chwilę czasu, by wstawić rozdział. Nie wiem czy wam się spodoba, czy też nie. Mam tylko nadzieję, że napiszecie mi szczere opinie na jego temat. Chciałabym wiedzieć co tak naprawdę myślicie. Czy w ogóle jest w tym wszystkim sens. 

środa, 30 października 2013

No więc zaczynamy.

Ludzie się zmieniają... – nowy początek

Tytuł: Ludzie się zmieniają...
Autorka: Ewcia
Bohaterowie: Katherine Johnson, The Wanted, One Direction, Alice Parker, Victoria Justice
Bohaterowie epizodyczni: Nina Dobrev, Paul Wesley, Ian Somerhalder, Kelsey Hardwick, Nareesha McCaffrey, Nina Agdal, Madeleine Mielcarz – Justice, Robert Justice
Miejsce wydarzeń: Londyn, Georgia

Opis:
Ona - dziewczyna, która nie pozwala się nikomu do siebie zbliżyć. Życie nauczyło ją, że nikomu nie można ufać. Na pozór oschła, ale gdzieś tam w środku, tkwi w niej odrobina dobroci. Nie pokazuje swoich słabości, stara się być silna i iść przez świat z wysoko podniesioną głową. Po stracie najbliższej osoby, jaką był jej ojciec, jej życie bardzo się skomplikowało. Czy kiedykolwiek uda jej się ułożyć je tak, jak zawsze chciała?

Oni - dwóch chłopaków, na pozór tak podobnych do siebie, ale jednak tak różnych. Oboje wyznaczają sobie taki sam cel: zbliżyć się do dziewczyny i pokazać jej, że ludziom można ufać. Każdy ma na to inny sposób. Któremu się to uda? Czy zdobędą jej zaufanie?


---------------------------------
Krótki zarys fabuły i bohaterowie. Tyle musi wam na razie wystarczyć. Rozdział dodam w przyszłym tygodniu, ponieważ wyjeżdżam do rodziny i wrócę dopiero w niedzielę. Trzymajcie za mnie kciuki, bo czeka mnie około 7-godzinna podróż autem :/

wtorek, 1 października 2013

Jednopart

Macie, możecie sobie poczytać w trakcie przerwy trwającej na blogu. :)
Szczerze mówiąc, chyba jeszcze nigdy nie byłam zadowolona z żadnego opowiadania tak, jak z tego jednoparta.

Best FriEND
Czy jest coś gorszego niż strata przyjaciela? Tak, świadomość, że ten przyjaciel wolał kogoś innego niż ciebie.
Wszystko się kiedyś kończy, prawda? Wszystko przemija. Nic nie jest na zawsze. Dlaczego więc ludzie okłamują nas mówiąc, że będą z nami na zawsze, że nigdy nas nie zostawią? Te wszystkie obietnice to steki bzdur. W głębi serca jednak każdy z nas wierzy, że jego miłość, czy przyjaźń będzie wieczna. Każdy pragnie znaleźć osobę, która powie, że będzie nas kochała do końca świata.
Nadzieja umiera ostatnia, prawda? Niestety ten płomyk nadziei, po pewnym czasie powoli gaśnie. Chociażbyśmy naprawdę mocno wierzyli, po jakimś czasie przestajemy mieć nadzieję, że wszystko się ułoży.
Jak to jest, że ludzie znający się od dziecka, ufający sobie bezgranicznie, nagle tracą ze sobą jakikolwiek kontakt? Przestają ze sobą rozmawiać, pisać i tak po prostu zapominają o sobie nawzajem? Zazwyczaj niestety jest tak, że zapomina tylko jedna strona, a druga po prostu nie potrafi. Nie umie zapomnieć, chociażby bardzo pragnęła. Strata ukochanej osoby boli jeszcze bardziej, gdy widzisz, że ona normalnie żyje, bez ciebie. Znalazła sobie nowych przyjaciół, czy dziewczynę. Wiedzie świetne, szczęśliwe życie, życie w którym nie ma ciebie.
Czy da się tak naprawdę zapomnieć o kimś, kogo kochało się bezgranicznie? Czy da się żyć bez osoby, która była dla nas całym światem? Odpowiedź jest prosta. Nie. Można udawać, że wszystko jest ok, ale nie można zapomnieć o kimś, bez kogo nie możemy żyć.
Każdy pragnie szczęścia swojego przyjaciela. Niestety często nie uświadamiamy sobie, że szczęście drugiej osoby może sprawić, że my będziemy nieszczęśliwi. Ja właśnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Pragnęłam jego szczęścia ponad wszystko, nawet ponad moje własne.
Byliśmy przyjaciółmi od zawsze. Mieszkaliśmy obok siebie, znaliśmy się od piaskownicy. Zawsze byliśmy nierozłączni. On posiadał wielki talent. Pięknie grał na pianinie i śpiewał, chciał zostać piosenkarzem. Wspierałam go we wszystkim co robił, namawiałam do różnych występów, castingów. I właśnie przez jeden z takich castingów go straciłam. Straciłam przyjaciela, przez coś, do czego sama go namówiłam. Ironia losu, prawda? Byłam z nim w każdym momencie, przez dokładnie 12 lat. Dostał się do zespołu, spełniał marzenia, robił to, co kochał najbardziej, występował na scenie. Na początku nie było tak źle, często dzwonił, pisał, często bywał w domu. Później kontakt nam się urwał. Przeprowadził się do Londynu, owszem odwiedzał swoją rodzinę w Gloucester, ale do mnie nigdy nie przyszedł. Zapomniał, a może stwierdził, że nie potrzebna mu stara przyjaciółka, skoro znalazł sobie wielu nowych? Na początku próbowałam to naprawić. Dzwoniłam, lecz nie odbierał, pisałam, ale nie odpisywał. Czasami nawet, gdy był w domu, próbowałam z nim porozmawiać, ale udawał, że go nie ma. Po jakimś czasie się poddałam. Powoli traciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się z nim zobaczę. Minęły dokładnie 3 lata od naszego ostatniego spotkania. Czy nadal tęsknię? Bardzo. Wciąż mi go brakuje. Nie potrafię wyrzucić go z pamięci. Zwłaszcza, że razem z zespołem stają się coraz sławniejsi, widzę go w gazetach, internecie, czy w telewizji. Cholernie mi go brakuje, a on najwidoczniej całkiem o mnie zapomniał.
Nadszedł dzień moich 18 urodziny. Każdy normalny nastolatek zrobiłby z tej okazji huczną imprezę, ale nie ja. Z kim mam świętować, skoro on był moim jedynym przyjacielem? Cały mój świat kręcił się wokół niego. Oprócz niego nie mam nikogo. Oczywiście są jeszcze kochający mnie rodzice, ale to nie to samo. Od 3 lat żyję ze świadomością, że nigdy nie będę miała przyjaciela. Mam kilku znajomych, ale żaden z nich nie jest moim przyjacielem. Żaden nie jest jak on. Nie obchodzę urodzin, od kiedy jego już nie ma w moim życiu, bo dlaczego mam cieszyć się z dnia, który jest tylko kolejnym dniem bez niego? Trudno jest pogodzić się z ciągle przemijającym czasem, zapomnieć o przeszłości, kiedy każdego dnia tak bardzo się za kimś tęskni. Niestety moi rodzice są innego zdania, chcą abym zaczęła żyć normalnie, więc jak co roku moje urodziny spędzamy razem. Oczywiście nie może zabraknąć tortu i zdmuchiwania świeczek. Co roku życzę sobie tego samego. Życzę sobie, aby kiedyś wrócił i otoczył mnie swoją miłością.
Wieczorny spacer, to czas, w którym mogę wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Mogę powspominać. Codziennie chodzę w to samo miejsce. Nasze miejsce. Niby zwykła polanka, ale przywołuje masę wspomnień. Tego dnia, w moje urodziny, również tam poszłam. Tym razem jednak było trochę inaczej niż zwykle. Jeszcze nigdy nie spotkałam tam żadnej osoby. Zawsze byłam tylko ja. Ale nie tym razem. Ktoś siedział na polanie. Do samego końca nie byłam pewna, kto to jest, ale w głębi serca wiedziałam, że to on. W pewnym momencie na mnie spojrzał.
-Nathan... - wyszeptałam zdziwiona, a zaraz szczęśliwa, że w końcu go widzę.
Przez chwilę w ciszy na siebie patrzeliśmy, aż on odwrócił głowę i znów zaczął wpatrywać się gdzieś w dal. Długo stałam jak sparaliżowana, nie wiedziałam co robić. Ale w końcu niepewnie podeszłam bliżej i usiadłam obok niego. Żadne z nas się nie odzywało. Oboje patrzeliśmy przed siebie.
-Co tutaj robisz? - zapytałam cicho, lekko drżącym głosem, a on tylko wzruszył ramionami.
-To miejsce wzbudza tyle wspomnień. - powiedział po dłuższej chwili.
Przez pewien czas znów nic nie mówiliśmy, obydwoje wspominaliśmy. Każde z nas lekko się uśmiechało, jakby przypominając sobie te wszystkie szczęśliwe chwile spędzone razem.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego? - spytałam cicho wciąż patrząc przez siebie. Musiałam się dowiedzieć. Chciałam poznać prawdę, przestać żyć przypuszczeniami.
-Co dlaczego? - w tym momencie pierwszy raz na mnie spojrzał.
-Dlaczego się nie odzywałeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego... zapomniałeś? - mówiłam z lekkim zawahaniem.
-Ja... - zaczął odwracając głowę – ja wcale nie zapomniałem. - wyszeptał.
-To dlaczego się nie odezwałeś? Dlaczego urwałeś ze mną kontakt? - zapytałam z wyrzutem, tym razem jednak na niego patrząc.
-Chciałem się odezwać, ale coś mnie blokowało. Nie potrafiłem. Cały czas o tobie myślałem, ciągle zastanawiałem się co teraz robisz. Chciałem zadzwonić, napisać, ale nie umiałem. Gdy jeszcze na początku przychodziłaś do mnie, gdy byłem w Gloucester, próbowałaś porozmawiać, udawałem że mnie nie ma. Bałem się naszego spotkania. Bałem się, że mnie nienawidzisz, że nie chcesz mnie znać. Wiem, że wszystko zepsułem. Sam doprowadziłem do tego, że mnie teraz nienawidzisz. Byłem głupi, gdyby nie moje beznadziejne zachowanie, wszystko byłoby dobrze. Myślałem, że jak zerwę kontakt z tobą, to będzie lepiej. Dla mnie i dla ciebie. Nie będziemy musieli przechodzić przez ciągłe pożegnania. Myślałem, że jak wyjadę i już nie będę się odzywał, to zapomnisz. Zapomnisz o mnie i będziesz szczęśliwa. Miałem nadzieję, że ja też z czasem zapomnę, ale nie potrafię. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie ma cię obok mnie. Nie umiem bez ciebie żyć, po prostu nie potrafię.
-Nath... ja wcale cię nie nienawidzę. Próbowałam sobie wmówić, że nie chcę cię znać, ale nie dałam rady. Gdy mój rozum mówił, że chcę o tobie zapomnieć. Moje serce krzyczało, że... że cię kocham. Codziennie miałam nadzieję, że kiedyś wrócisz. Niestety ta nadzieja coraz bardziej gasła. Aż do dzisiaj. Gdy tylko zobaczyłam, że ktoś tutaj siedzi, coś we mnie krzyczało, że to właśnie ty. Nie dowierzałam aż do samego końca, aż do momentu, gdy na mnie spojrzałeś. Wtedy moje serce zaczęło bić ja szalone i uświadomiłam sobie, że cały czas coś do ciebie czuję. - mówiłam, cały czas patrząc mu w oczy. Łzy powoli zaczęły spływać po moich policzkach, sama już nie wiedziałam, czy to ze szczęścia, czy smutku. Po chwili poczułam jego dłoń na swoim policzku. Delikatnie otarł moje łzy i przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam wtedy coś, czego jeszcze nigdy nie czułam, jakbym w brzuchu miała stado motyli, a moje serce biło tak szybko, jak nigdy dotąd. Przymknęłam powieki i po chwili poczułam jego delikatne usta na moich.
-Kocham cię Emily. Nie jak przyjaciółkę, ale jak nikogo innego. - wyszeptał po tym delikatnym pocałunku.
-Ja też cię kocham Nath. - powiedziałam cicho.
-Może moja mama miała rację. Może my naprawdę jesteśmy sobie pisani. - wyszeptał patrząc w moje oczy.
W jego oczach widziałam iskierki radości, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Uśmiech, który tak bardzo kochałam. Był to najlepszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostałam.