Szczerze mówiąc, chyba jeszcze nigdy nie byłam zadowolona z żadnego opowiadania tak, jak z tego jednoparta.
„Best
FriEND”
Czy jest coś gorszego niż strata
przyjaciela? Tak, świadomość, że ten przyjaciel wolał kogoś
innego niż ciebie.
Wszystko się kiedyś kończy, prawda?
Wszystko przemija. Nic nie jest na zawsze. Dlaczego więc ludzie
okłamują nas mówiąc, że będą z nami na zawsze, że nigdy nas
nie zostawią? Te wszystkie obietnice to steki bzdur. W głębi serca
jednak każdy z nas wierzy, że jego miłość, czy przyjaźń będzie
wieczna. Każdy pragnie znaleźć osobę, która powie, że będzie
nas kochała do końca świata.
Nadzieja umiera ostatnia, prawda?
Niestety ten płomyk nadziei, po pewnym czasie powoli gaśnie.
Chociażbyśmy naprawdę mocno wierzyli, po jakimś czasie
przestajemy mieć nadzieję, że wszystko się ułoży.
Jak to jest, że ludzie znający się
od dziecka, ufający sobie bezgranicznie, nagle tracą ze sobą
jakikolwiek kontakt? Przestają ze sobą rozmawiać, pisać i tak po
prostu zapominają o sobie nawzajem? Zazwyczaj niestety jest tak, że
zapomina tylko jedna strona, a druga po prostu nie potrafi. Nie umie
zapomnieć, chociażby bardzo pragnęła. Strata ukochanej osoby boli
jeszcze bardziej, gdy widzisz, że ona normalnie żyje, bez ciebie.
Znalazła sobie nowych przyjaciół, czy dziewczynę. Wiedzie
świetne, szczęśliwe życie, życie w którym nie ma ciebie.
Czy da się tak naprawdę zapomnieć o
kimś, kogo kochało się bezgranicznie? Czy da się żyć bez osoby,
która była dla nas całym światem? Odpowiedź jest prosta. Nie.
Można udawać, że wszystko jest ok, ale nie można zapomnieć o
kimś, bez kogo nie możemy żyć.
Każdy pragnie szczęścia swojego
przyjaciela. Niestety często nie uświadamiamy sobie, że szczęście
drugiej osoby może sprawić, że my będziemy nieszczęśliwi. Ja
właśnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Pragnęłam jego
szczęścia ponad wszystko, nawet ponad moje własne.
Byliśmy przyjaciółmi od zawsze.
Mieszkaliśmy obok siebie, znaliśmy się od piaskownicy. Zawsze
byliśmy nierozłączni. On posiadał wielki talent. Pięknie grał
na pianinie i śpiewał, chciał zostać piosenkarzem. Wspierałam go
we wszystkim co robił, namawiałam do różnych występów,
castingów. I właśnie przez jeden z takich castingów go straciłam.
Straciłam przyjaciela, przez coś, do czego sama go namówiłam.
Ironia losu, prawda? Byłam z nim w każdym momencie, przez dokładnie
12 lat. Dostał się do zespołu, spełniał marzenia, robił to, co
kochał najbardziej, występował na scenie. Na początku nie było
tak źle, często dzwonił, pisał, często bywał w domu. Później
kontakt nam się urwał. Przeprowadził się do Londynu, owszem
odwiedzał swoją rodzinę w Gloucester, ale do mnie nigdy nie
przyszedł. Zapomniał, a może stwierdził, że nie potrzebna mu
stara przyjaciółka, skoro znalazł sobie wielu nowych? Na początku
próbowałam to naprawić. Dzwoniłam, lecz nie odbierał, pisałam,
ale nie odpisywał. Czasami nawet, gdy był w domu, próbowałam z
nim porozmawiać, ale udawał, że go nie ma. Po jakimś czasie się
poddałam. Powoli traciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się
z nim zobaczę. Minęły dokładnie 3 lata od naszego ostatniego
spotkania. Czy nadal tęsknię? Bardzo. Wciąż mi go brakuje. Nie
potrafię wyrzucić go z pamięci. Zwłaszcza, że razem z zespołem
stają się coraz sławniejsi, widzę go w gazetach, internecie, czy
w telewizji. Cholernie mi go brakuje, a on najwidoczniej całkiem o
mnie zapomniał.
Nadszedł dzień moich 18 urodziny.
Każdy normalny nastolatek zrobiłby z tej okazji huczną imprezę,
ale nie ja. Z kim mam świętować, skoro on był moim jedynym
przyjacielem? Cały mój świat kręcił się wokół niego. Oprócz
niego nie mam nikogo. Oczywiście są jeszcze kochający mnie
rodzice, ale to nie to samo. Od 3 lat żyję ze świadomością, że
nigdy nie będę miała przyjaciela. Mam kilku znajomych, ale żaden
z nich nie jest moim przyjacielem. Żaden nie jest jak on. Nie
obchodzę urodzin, od kiedy jego już nie ma w moim życiu, bo
dlaczego mam cieszyć się z dnia, który jest tylko kolejnym dniem
bez niego? Trudno jest pogodzić się z ciągle przemijającym
czasem, zapomnieć o przeszłości, kiedy każdego dnia tak bardzo
się za kimś tęskni. Niestety moi rodzice są innego zdania, chcą
abym zaczęła żyć normalnie, więc jak co roku moje urodziny
spędzamy razem. Oczywiście nie może zabraknąć tortu i
zdmuchiwania świeczek. Co roku życzę sobie tego samego. Życzę
sobie, aby kiedyś wrócił i otoczył mnie swoją miłością.
Wieczorny spacer, to czas, w którym
mogę wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Mogę powspominać.
Codziennie chodzę w to samo miejsce. Nasze miejsce. Niby zwykła
polanka, ale przywołuje masę wspomnień. Tego dnia, w moje
urodziny, również tam poszłam. Tym razem jednak było trochę
inaczej niż zwykle. Jeszcze nigdy nie spotkałam tam żadnej osoby.
Zawsze byłam tylko ja. Ale nie tym razem. Ktoś siedział na
polanie. Do samego końca nie byłam pewna, kto to jest, ale w głębi
serca wiedziałam, że to on. W pewnym momencie na mnie spojrzał.
-Nathan... - wyszeptałam zdziwiona, a
zaraz szczęśliwa, że w końcu go widzę.
Przez chwilę w ciszy na siebie
patrzeliśmy, aż on odwrócił głowę i znów zaczął wpatrywać
się gdzieś w dal. Długo stałam jak sparaliżowana, nie wiedziałam
co robić. Ale w końcu niepewnie podeszłam bliżej i usiadłam obok
niego. Żadne z nas się nie odzywało. Oboje patrzeliśmy przed
siebie.
-Co tutaj robisz? - zapytałam cicho,
lekko drżącym głosem, a on tylko wzruszył ramionami.
-To miejsce wzbudza tyle wspomnień. -
powiedział po dłuższej chwili.
Przez pewien czas znów nic nie
mówiliśmy, obydwoje wspominaliśmy. Każde z nas lekko się
uśmiechało, jakby przypominając sobie te wszystkie szczęśliwe
chwile spędzone razem.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego? -
spytałam cicho wciąż patrząc przez siebie. Musiałam się
dowiedzieć. Chciałam poznać prawdę, przestać żyć
przypuszczeniami.
-Co dlaczego? - w tym momencie pierwszy raz na mnie
spojrzał.
-Dlaczego się nie odzywałeś?
Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego... zapomniałeś? - mówiłam z
lekkim zawahaniem.
-Ja... - zaczął odwracając głowę –
ja wcale nie zapomniałem. - wyszeptał.
-To dlaczego się nie odezwałeś?
Dlaczego urwałeś ze mną kontakt? - zapytałam z wyrzutem, tym
razem jednak na niego patrząc.
-Chciałem się odezwać, ale coś mnie
blokowało. Nie potrafiłem. Cały czas o tobie myślałem, ciągle
zastanawiałem się co teraz robisz. Chciałem zadzwonić, napisać,
ale nie umiałem. Gdy jeszcze na początku przychodziłaś do mnie,
gdy byłem w Gloucester, próbowałaś porozmawiać, udawałem że
mnie nie ma. Bałem się naszego spotkania. Bałem się, że mnie
nienawidzisz, że nie chcesz mnie znać. Wiem, że wszystko zepsułem.
Sam doprowadziłem do tego, że mnie teraz nienawidzisz. Byłem
głupi, gdyby nie moje beznadziejne zachowanie, wszystko byłoby
dobrze. Myślałem, że jak zerwę kontakt z tobą, to będzie
lepiej. Dla mnie i dla ciebie. Nie będziemy musieli przechodzić
przez ciągłe pożegnania. Myślałem, że jak wyjadę i już nie
będę się odzywał, to zapomnisz. Zapomnisz o mnie i będziesz
szczęśliwa. Miałem nadzieję, że ja też z czasem zapomnę, ale
nie potrafię. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie ma cię obok
mnie. Nie umiem bez ciebie żyć, po prostu nie potrafię.
-Nath... ja wcale cię nie nienawidzę.
Próbowałam sobie wmówić, że nie chcę cię znać, ale nie dałam
rady. Gdy mój rozum mówił, że chcę o tobie zapomnieć. Moje
serce krzyczało, że... że cię kocham. Codziennie miałam
nadzieję, że kiedyś wrócisz. Niestety ta nadzieja coraz bardziej
gasła. Aż do dzisiaj. Gdy tylko zobaczyłam, że ktoś tutaj
siedzi, coś we mnie krzyczało, że to właśnie ty. Nie dowierzałam
aż do samego końca, aż do momentu, gdy na mnie spojrzałeś. Wtedy
moje serce zaczęło bić ja szalone i uświadomiłam sobie, że cały
czas coś do ciebie czuję. - mówiłam, cały czas patrząc mu w
oczy. Łzy powoli zaczęły spływać po moich policzkach, sama już
nie wiedziałam, czy to ze szczęścia, czy smutku. Po chwili
poczułam jego dłoń na swoim policzku. Delikatnie otarł moje łzy
i przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam wtedy coś, czego
jeszcze nigdy nie czułam, jakbym w brzuchu miała stado motyli, a
moje serce biło tak szybko, jak nigdy dotąd. Przymknęłam powieki
i po chwili poczułam jego delikatne usta na moich.
-Kocham cię Emily. Nie jak
przyjaciółkę, ale jak nikogo innego. - wyszeptał po tym
delikatnym pocałunku.
-Ja też cię kocham Nath. -
powiedziałam cicho.
-Może moja mama miała rację. Może
my naprawdę jesteśmy sobie pisani. - wyszeptał patrząc w moje
oczy.
W jego oczach widziałam iskierki
radości, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Uśmiech,
który tak bardzo kochałam. Był to najlepszy prezent urodzinowy,
jaki kiedykolwiek dostałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz